Jak przetrwać w małym mieście?

Jak przetrwać w małym mieście?

Życie toczy się w dużych miastach. W dużym mieście możesz studiować, pracować w dobrej firmie, a po pracy wyskoczyć do kina, na fitness, na zakupy do centrum handlowego. A w małym mieście?

wady i zalety, małe miasto, przetrwać

Urodziłam się w niewielkim mieście w centralnej Polsce. Niewielkim, bo liczącym około 10 tysięcy mieszkańców. W tym mieście ukończyłam szkołę podstawową i gimnazjum, ale liceum wybrałam już nieco dalej, a na studia oczywiście wyprowadziłam się do dużego miasta. A potem, z uwagi na okoliczności, wróciłam do mojego małego miasta. Od powrotu mieszkam tu już dwa lata i tak naprawdę, nadal nie jestem w stanie zrozumieć tego miejsca. Gdy byłam młodsza, przyjmowałam wszystko takie jakie było, ponieważ nie znałam innej rzeczywistości. Dorosłe życie rozpoczynałam w innym mieście, w którym spędziłam przecież kilka lat. Teraz, gdy już wiem, że jakiś czas tu zostanę, muszę usystematyzować pewne kwestie. Zapraszam do lektury tekstu, który dotyczy życia w małym mieście. Nie wszystkie przedstawione przeze mnie elementy stanowią wady. Są to raczej fakty, które wynikają ze specyfiki małej miejscowości, stąd nie zawsze uwzględniałam wady i zalety przy ich opisie.

Nic się tu nie zmienia

Teraz jest trochę inaczej, ale jeszcze kilka lat temu z powodzeniem można było stwierdzić, że nic się nie zmienia i naprawdę trafiłoby się w sedno. Te same sklepy, których nazwy zwyczajowo pochodzą od imion lub nazwisk właścicieli, a czasem od lokalizacji: “U Elki”, “U Kowalskiego”, “Nad rzeką” itp. Nowy biznes ma niewielkie szanse, żeby przetrwać, bo na rynku od lat jest wszystko, czego potrzebują mieszkańcy.
Zalety: jeśli nie lubisz zmian, z pewnością masz poczucie stabilności. Wypracowałeś sobie pewnie przez lata jakieś relacje z lokalnymi sprzedawcami, wiesz u kogo kupować konkretne towary, żeby było najlepiej lub najtaniej, a przy okazji masz możliwość poznania najświeższych plotek.
Wady: jeśli poszukujesz rozwoju, nowych wrażeń i emocji, to czeka Cię rozczarowanie.
Działanie: Możesz spróbować zaplanować własny biznes, tylko najpierw dobrze go przemyśl i zaplanuj, żebyś nie musiał się zwijać po roku.


Nic tu nie ma

Oprócz towarów oferowanych przez lokalnych sprzedawców, raczej nie możesz liczyć na to, że kupisz tu najnowsze kosmetyki, nowoczesne gadżety, ubrania zgodne z najnowszymi trendami. Nieliczne sklepy ubraniowe próbują sprostać wymaganiom lokalnego rynku, ale właśnie - rynek lokalny, więc potrzeby niewielkie i dość ograniczone. Nie ma się co zasypywać towarem, bo się go potem nie sprzeda. Lokali gastronomicznych też jak na lekarstwo, więc albo lubisz kebab albo nie będziesz jadł na mieście.
Działanie: Możesz jechać do większego miasta, choć i to nie zawsze da Ci gwarancję, że kupisz wszystko, co byś chciał. Możesz również zrobić zakupy w sieci. Na szczęście kurierzy docierają także na kraniec świata. Jeśli w tym momencie narzekasz, że nie lubisz kupować towaru przed obejrzeniem, to przypomnę, że możesz zamówić, obejrzeć i odesłać, jeśli Ci się nie spodoba, a w niektórych sklepach masz możliwość darmowego zwrotu.

Wielkie życie toczy się obok

Wszystkie ważne wydarzenia odbywają się w dużych miastach - imprezy sportowe, kulturalne, a u Ciebie nawet kina nie ma. Nie możesz również uczestniczyć w życiu politycznym kraju, bo nikt jakoś nie chce protestować i wychodzić na ulice.
Zalety: Jeśli chcesz żyć z dala od zgiełku, małe miasto na pewno Ci to umożliwi.
Działanie: Jeśli żałujesz, że omijają Cię wszystkie strajki i marsze, sugeruję wsiąść w pociąg i jechać do stolicy. Gdy Twoja potrzeba uczestnictwa nie jest aż tak duża, możesz po prostu włączyć telewizor. Jeśli chodzi o udział w wydarzeniach kulturalnych - gdy lokalny ośrodek kultury nie spełnia Twoich oczekiwań, najlepiej śledzić na Facebooku ulubionych wykonawców i sprawdzać, kiedy będą występować gdzieś blisko. Może okazać się, że wcale nie jest konieczna wyprawa na koniec świata.


Każdy zna każdego

Ustaliliśmy już, że do sklepu, poza załatwieniem sprawunków, wchodzisz także w celach społecznych. Rozmowy toczą się swobodnie, bo zawsze można przywołać historię wspólnego znajomego albo znajomego znajomego, którego też przecież znamy.
Zalety: Elka (ta z mięsnego) sprzeda Ci lepszy kawałek polędwicy, a przy okazji będziesz mógł opowiedzieć zasłyszane historie, gdy pójdziesz do chemicznego. Gdy będziesz czegoś potrzebował, zwykle będziesz wiedział do kogo się udać.
Wady: Jeśli jesteś osobą pełniącą ważniejszą funkcję (dyrektor szkoły, burmistrz itp.) może się okazać, że inni ludzie wiedzą o Twoim życiu więcej, niż Ty sam. Może Ci się to przytrafić również, jeśli jesteś zwykłym obywatelem - ludzie muszą o kimś gadać.
Działanie: Nabrać dystansu. Miejskie plotki zwykle są niegroźne. Jeśli żyjesz na świeczniku, sugeruję jednak uważać na podejmowane działania.

Nie masz przyjaciół

Ten punkt jako jedyny dotyczył będzie osób, które tak jak ja, zamieszkały w małym mieście po dłuższej nieobecności (lub w ogóle przeprowadziły się tu z innego miejsca). Niby każdy każdego zna, a my jesteśmy jakby obcy. Wszystkich przyjaciół zostawiamy w poprzednim miejscu zamieszkania, a ci, których znaliśmy z lat młodości, zdążyli się już wyprowadzić. I okazuje się, że nie mamy z kim spędzić sobotniego wieczoru, a dodatkowo, w ogóle nie mamy pojęcia, o kim ta kobieta w mięsnym gada.
Zalety: Mnóstwo czasu na poznawanie samego siebie, a także możliwość spotkania nowych wartościowych osób.
Wady: Samotność, poczucie wyobcowania, brak możliwości uczestniczenia w pogawędkach dotyczących innych ludzi.
Działanie: Podtrzymywanie kontaktów online (wiem, że to nie to samo) z dotychczasowymi przyjaciółmi. Poszukiwanie znajomych, np. w przedszkolu lub szkole (jeśli mamy dzieci), wśród sąsiadów, na zajęciach zorganizowanych (zakładamy, że jakiś ośrodek kultury działa i może czasem organizuje fitness), w pracy.

Życie w małym mieście ma swoje wady i zalety. Na pewno różni się od tego, jakie wiodłam na  studiach, ale nie uważam, żeby było szczególnie gorsze. Przecież to ode mnie zależy jakie będzie i jak poradzę sobie z tymi jego elementami, które mnie denerwują. Według mnie, mniej istotne jest samo miejsce, w którym mieszkamy, jeśli mamy wokół siebie ludzi, z którymi lubimy przebywać. Ja akurat nad tym jeszcze pracuję, bo ten ostatni wymieniony punkt jest tym, z którym sama się najbardziej utożsamiam.

Mieszkacie w małym mieście? Co w nim doceniacie, a co chcielibyście zmienić? A może w dużym mieście jest coś, co szczególnie Was urzeka lub denerwuje?

W co się ubrać do pracy - strój biznesowy.

W co się ubrać do pracy - strój biznesowy.

Rozmowa rekrutacyjna poszła świetnie, dostałaś pracę, z niecierpliwością oczekujesz jej rozpoczęcia. Chcesz wypaść jak najlepiej, więc starannie przygotowujesz się do pierwszego dnia. W Twojej głowie zapewne pojawi się to jakże istotne pytanie: w co się ubrać? Zwykle w firmie panują określone zasady dotyczące ubioru, trzeba je tylko poznać. Co jednak zrobić, jeśli tych zasad nigdzie nie określono? Przedstawię Ci dzisiaj moje zmagania z firmowym dress codem.

w co się ubrać do pracy, dress code, business casual, strój biznesowy


W firmie nie ma ściśle określonego dress codu. To, jak się ubieramy, zależy od naszego wyczucia biznesu
- taką odpowiedź usłyszałam, gdy zapytalam o ubiór obowiązujący w przedsiębiorstwie, w którym miałam rozpocząć pracę. Świetna odpowiedź, bardzo pomocna, zwłaszcza dla kogoś, kto wyczucie biznesu ma takie, jak ja, czyli zerowe. I choć ono mogłoby mi podpowiedzieć, że trampki są dobrym pomysłem, postanowiłam jednak oprzeć się na wyczuciu bardziej doświadczonych w biznesie koleżanek, zasięgnąć informacji w internecie, jak strój biznesowy może wyglądać i spróbować się dopasować. Poniżej moje obserwacje dotyczące tego, co należy nosić, co się nosi, i jakie są tego konsekwencje.

Nazwy różnych stylów w ubiorze już dawno zostały wymyślone. Mnie pozostało jedynie spróbować dopasować panujące niepisane zasady do jednej nazwy. Myślę, że najbardziej odpowiednie byłoby określenie business casual (ewentualnie w kierunku smart casual, bo każdym źródle style te przedstawiane są nieco inaczej), czyli styl w świetle teorii dość luźny, jednak nadal będący strojem biznesowym. Będzie to mój punkt odniesienia przy opisywaniu ewentualnych odstępstw, których jest całkiem sporo.


Sukienki

Teoretycznie mamy dużą dowolność w wyborze koloru i fasonu, jeśli sukienka będzie odpowiedniej długości (okolice kolana). Dodałabym jeszcze zakryte ramiona i odpowiedni materiał - dresowa odpada. Tymczasem, sukienki były chyba najtrudniejszą do określenia częścią ubioru - miałam możliwość obserwować zarówno takie sporo przed kolano, letnie na ramiączkach (zestawione z kardiganem zasłaniającym ramiona, ale nadal letnie) czy sukienki z elastycznej bawełny, często niemalże dresowej. Większość raczej casualowych niż biznesowych w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa.

Rajstopy

Do sukienek w okresie letnim zdarzył się całkowity brak rajstop (niedopuszczalny w stylu biznesowym), a w okresie chłodniejszym - występowanie rajstop całkowicie kryjących, które podobno są w tym stylu dopuszczalne. Dopóki nikt nie określi ich koloru. Bordowe lub oranżowe to dość zaskakujący wybór, który wzbudza skojarzenia z czasami podstawówki.

Buty

Wysokość obcasa określona nie została, ale koleżanki ustaliły, że powinien on być i balerinki są zbyt nieformalnym wyborem. Klapki na obcasie już mogą być. W dziale obok - tenisówki. Zimą - kozaki za kolano. W szafce ewentualnie musi być schowana para szpilek, bo jak prezes przyjedzie, to trzeba wyglądać.

Spodnie

Styl business casual dopuszcza spodnie z niemal każdego materiału. Według koleżanek z pracy - najlepiej w ogóle ich nie nosić. Jak już nosisz, to na pewno nie jeansy. Jak założysz jeansy i do tego balerinki to chyba pomyliły ci się imprezy.

Bluzki

zgodnie ze stylem, można nawet założyć bawełniany T-shirt, o ile nie ma nadruków. Zgodnie ze stylem w firmie - bawełnianym bluzkom mówimy stanowcze NIE. Przede wszystkim rządzą koszule, alternatywnie można założyć dobrej jakości elegancką bluzkę. Czasem tylko gdzieś się przewinie jakiś obcisły top pod marynarką.

Tych elementów jest oczywiście więcej, ale wszystko wygląda mniej więcej podobnie. Nie ma zasad, a więc panuje dowolność i w zasadzie skoro masz się kierować swoim wyczuciem biznesu, to nikt nie powinien Cię oceniać. Swoją drogą wiem, że nie każdy zapytał o ubiór i nie każdy dostał taką odpowiedź, jak ja. W jednym z działów dziewczyny chodzą w sportowych butach i bawełnianych sweterkach albo T-shirtach. I dla mnie nie byłoby problemu, gdyby nie było to komentowane przez innych pracowników (a konkretniej - pracownice).

Jak więc się ubrać do pracy, gdy zasady nie istnieją? Chyba najlepiej będzie tutaj sugerować się swoim najbliższym otoczeniem. Skoro w dziale wszyscy noszą jeansy, to nie będziesz się czuła źle, jeśli też je założysz, możesz natomiast czuć się nieco zbyt wystrojona, gdy zdecydujesz się na sukienkę. Przed pierwszym dniem niestety nie będziesz wiedziała, co noszą koleżanki z działu, ale możesz podejrzeć ubiór ludzi przewijających się na korytarzu już podczas rozmowy rekrutacyjnej. Sugeruję też zapytać, jeśli nie na pierwszej rozmowie, to na etapie zatrudniania o dress code i o ile nie otrzymasz takiej odpowiedzi jak ja, będziesz mogła zasugerować się podczas wyboru stroju na pierwszy dzień. Dużą podpowiedź będzie też na pewno stanowił charakter firmy i pracy, którą będziesz wykonywać, ale często, niestety, mimo że pełniona funkcja oficjalnego stroju nie wymaga, pracodawca - już tak.

Jak jest u Was? Macie określony dress code? Czy uważacie, że wyznaczanie reguł dotyczących ubioru zawsze ma sens? Czy jest to jedynie wprowadzanie ograniczeń, które nie mają wpływu na wykonywaną pracę?



Pozytywny nastrój w pracy

Pozytywny nastrój w pracy

Nie powiem nic odkrywczego, jeśli stwierdzę, że jesteśmy społeczeństwem mało pozytywnym, marudnym, zrzędliwym. Nie mam pojęcia skąd to się wzięło, ale jest niezaprzeczalnym faktem. Jeśli trochę musimy ponarzekać, ale generalnie jesteśmy pozytywnie nastawieni, to wszystko jest w normie. Jednak wielu z nas, w codziennych relacjach, nie potrafi wykrzesać siebie nawet odrobiny optymizmu. Czy utrzymanie pozytywnego nastroju jest takie trudne?

uśmiech, pozytywne nastawienie, dobra atmosfera w pracy

Dobrze wiemy, że atmosfera w miejscach, w których przebywamy przez dłuższy czas, jest niezwykle istotna. Dbamy o atmosferę w domu, o ciepło domowego ogniska pracując nad wieloma elementami, które się na nie składają. A jak jest w pracy?

Atmosferę w pracy tworzą ludzie. Miałam już możliwość pracować ze świetnymi, energetycznymi, pozytywnymi, ludźmi, którzy lubili ze sobą przebywać i nie ukrywali wzajemnej sympatii. Nawet w przypadku przeciążenia pracą, potrafili zachować optymizm i nie przekładali swojej frustracji na kontakty z innymi ludźmi. W sumie, siedzieliśmy w tym wszyscy razem i chociaż niewiele mogliśmy zrobić w kwestii nadmiaru obowiązków, wciąż mogliśmy dbać o dobrą atmosferę.

Zdarzają się jednak firmy (to też wiem z własnego doświadczenia), w których ludzie snują się jak cienie, wykonują mechanicznie swoje obowiązki, skupiają się na tym, by dotrwać jakoś do godziny wyjścia. Na korytarzu miną cię ze spuszczoną głową, być może wymamroczą jakąś odpowiedź, na twoje głośne Dzień dobry, może nawet rzucą ci przelotne spojrzenie. Nie jestem zwolennikiem pogaduszek z każdym spotkanym przelotnie współpracownikiem, ale myślę, że odrobina serdeczności nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Wiecie, jak jest z uśmiechem? Zwykle jak ktoś się do ciebie uśmiechnie, to automatycznie reagujesz uśmiechem. I robi się miło. A niemiło robi się wtedy, gdy na twój nieśmiały uśmiech nie ma nawet cienia reakcji. Wtedy należy już się zastanowić, co jest nie tak. Zwłaszcza, jeśli najbardziej pozytywną osobą spotykaną na korytarzu jest pani sprzątaczka.

W jednej firmie w standardzie było mówienie napotkanym współpracownikom Dzień dobry. Było to na tyle istotne, że zawierano tę informację na szkoleniu wstępnym dla nowych pracowników. Niby prosta rzecz, ale naprawdę świetnie się sprawdzała. Tylko że nikt nikogo nie powinien szkolić z mówienia Dzień dobry. Powinno być to oczywiste. Wysiłek prawie żaden - nawet jeśli dodamy do niego uśmiech, a poprawa nastroju, nawet jeśli krótkotrwała - gwarantowana.

Nie możemy każdego przeszkolić z uśmiechania się, ale możemy uparcie dzień po dniu, szczerzyć się do napotkanych osób. Może któregoś dnia zauważymy, jak sztywne maski powagi pękają, a kąciki ust unoszą się w górę. To będzie nasz pierwszy mały sukces. A jeśli w firmie nadal będą snuć się smutasy, pozostanie nam uśmiechanie się do lustra - podobno też poprawia nastrój :)

Jak jest u Was? Uśmiechacie się? Widzicie, że ludzie mają problem z uśmiechaniem?

Czy warto uczyć się angielskiego?

Czy warto uczyć się angielskiego?

Pamiętam, jak podczas konferencji, w której uczestniczyłam w czasie studiów, jeden z prelegentów powiedział, że nie warto uczyć się języków obcych, bo już niedługo będzie to całkiem nieprzydatne. Przedstawił najbliższą przyszłość, w której będziemy mogli korzystać ze sprzętu, który na bieżąco tłumaczył będzie mowę w obcym języku wprost do naszego ucha. Oczywiście, takie sprzęty są już produkowane, ale ich dostępność jest raczej ograniczona i nie można liczyć na to, by faktycznie w najbliższym czasie zdominowały rynek.

nauka języków obcych, angielski, praca

Znajomość języków obcych wciąż jest jedną z najbardziej pożądanych kompetencji. I jest to kwestia tak oczywista, że nawet ja - początkujący HRowiec - jestem w stanie to dostrzec i wyciągnąć odpowiednie wnioski. W tym tekście chciałabym skupić się na angielskim, chociaż mój tata już dawno zaznacza, że przestaje on być uznawany za język obcy, bo staje się zbyt powszechny i nie da się nim zaimponować. Choć w duchu chciałabym przyznać tacie rację, rzeczywistość wygląda jednak nieco inaczej.

Pamiętam, jaki problem stanowiło znalezienie kelnerów i recepcjonistów do jednego z łódzkich hoteli, gdzie w zasadzie głównym wymaganiem była znajomość języka angielskiego w stopniu umożliwiającym komunikację. Już na etapie wstępnej rozmowy telefonicznej dokonywałam weryfikacji tej znajomości, zadając podstawowe pytania, np. o zainteresowania. W tym momencie, mimo wcześniejszej deklaracji, że kandydat posługuje się językiem w stopniu komunikatywnym, w słuchawce często zapadała niezręczna cisza, czasem trzaski, czasem udawane tracenie zasięgu, a czasem kandydat po prostu się rozłączał. Były to przede wszystkim osoby, które niedawno ukończyły szkołę średnią, a więc musiały zdać maturę i duża szansa, że spośród innych języków, wybrały akurat angielski, tak słabe umiejętności w tym zakresie są dość zaskakujące.

Obecnie, najczęstszym problemem, z którym się spotykamy podczas rekrutacji jest sytuacja, w której kandydat deklaruje znajomość języka angielskiego, ale wymaga on odświeżenia. Najczęściej wynika to z faktu, że gdzieś na poziomie liceum/studiów nauka języka została zakończona, ale z racji, że nie był on używany, nieco się “zakurzył”. Tutaj jednak można się zastanowić, czy uzyskane podczas edukacji umiejętności faktycznie były na tyle dobre, by można się było swobodnie komunikować, czy jest to tylko standardowy tekst, mający uśpić czujność rekrutera, by nie wymagał on językowej płynności.

Ja się zupełnie zgadzam z tym, że nieużywany język, jest jak nieużywany narząd - zanika. I że tak naprawdę dopiero, gdy mamy możliwość praktycznego korzystania z języka obcego w codziennych sytuacjach, faktycznie uczymy się nim posługiwać. Wiem też jednak, że spokojnie można zaliczyć wszystkie stopnie edukacji, nie zwiększając znacząco swoich umiejętności lingwistycznych (jest tak przecież z większością przedmiotów szkolnych). Dziwi mnie jednak, że młodzi ludzie nie mają świadomości, jak wiele można osiągnąć, gdy umie się angielski.

Serio, w wielu przypadkach jest teraz tak, że znając angielski, możemy znaleźć dobrą pracę, nawet jeśli nie mamy doświadczenia. Istnieje spora grupa, która jest świadoma swojej wartości, traktuje język jako furtkę do kariery. Wciąż jednak istnieje spora grupa, która niby wie, że język jest potrzebny, niby jest gotowa się uczyć, ale na wiedzy i gotowości się kończy. Dopóki jednak do supermarketów nie wejdą samotłumaczące słuchawki, jedyną opcją jest samozaparcie i samoedukacja.

Jak jest u Was? Uważacie, że angielski Wam się do czegoś przyda, czy zaprzyjaźniliście się z google translatorem?

Dlaczego nie mam się w co ubrać?

Dlaczego nie mam się w co ubrać?

Minimalizm jest teraz bardzo na topie. Ta idea w wielu aspektach do mnie przemawia, choć jej wprowadzenie we wszystkich dziedzinach życia to proces kompleksowy i wymagający świadomie zaplanowanego działania. Dziś chciałabym poruszyć jeden z obszarów, który szczególnie mnie zaciekawił - minimalizm w ubiorze.


ubranie, capsule wardrobe, minimalizm, styl, szafa

Temat ubioru jest szeroko omawiany przez minimalistki, gdyż wiele z nich twierdzi, że pozbywając się większości ubrań, pozbyły się także wątpliwości odnośnie tego, co na siebie założyć. Ich projekty zwykle opierają się na tym, że w szafie posiadają niewielką liczbę ubrań, za to takich, które są wysokiej jakości i które można dowolnie ze sobą zestawiać. Capsule wardrobe, to coś, czego zalety również ja jestem w stanie docenić, gdy o tym czytam i oglądam zdjęcia, jednak nie jestem pewna, czy sama byłabym w stanie żyć w ten sposób. Powodów mogę znaleźć co najmniej kilka i choć część z nich wymaga po prostu podjęcia działania, jest również taki, który na ten moment uważam za trudny do przezwyciężenia.

Mam bardzo dużo ubrań

Teraz i tak nie jest źle, gdyż po ostatecznej wyprowadzce z domu rodzinnego musiałam zweryfikować stan posiadania i pozbyć się tych rzeczy, które zalegały w różnych zakamarkach mojego domu rodzinnego (i wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak to się wszystko tam mieściło). W ten sposób opuściły mnie dwa wielkie worki na śmieci, wypełnione ubraniami, z których część pamiętała jeszcze czasy liceum, ale część z nich była w miarę nowa, tylko wiedziałam, że już ich nie chcę. A jednak, mimo wszystko w mojej szafie wciąż pozostało całe mnóstwo przeróżnych bluzek, spodni i sukienek. W każdej kategorii znalazłabym co najmniej kilka sztuk, które noszę rzadko lub nigdy i teoretycznie wiem, że powinnam się ich pozbyć, ale jakoś nie mam serca, bo np. są dobre jakościowo albo prawie nowe. Więc przechodzą każdą kolejną czystkę, a pomiędzy nimi i tak leżą na dnie szafy. Co zaskakujące, ja naprawdę kupuję mało ubrań, więc nie mam pojęcia skąd wciąż mam ich aż tyle. Tak, z tym zdecydowanie trzeba coś zrobić, ale jeszcze nie wiem kiedy.

Ubrania są drogie

W sieciówkach ceny może nie są zaporowe, ale bardzo często, gdy porównamy cenę do jakości, to bilans nie wychodzi zbyt korzystny. Mnie na kawałki sztucznego materiału, który nie będzie się do niczego nadawał po pierwszym praniu, zwyczajnie szkoda pieniędzy. Minimalistki pokazują swoje szafy, w których królują ubrania wykonane z naturalnych włókien, często u niszowych producentów. Teoretycznie, skoro mamy kupować tylko starannie wyselekcjonowane ubrania, to możemy sobie pozwolić na to, by były one droższe, do mojej psychiki i mojego portfela nieszczególnie to przemawia. Ok, akurat kupowanie bardzo drogich ubrań nie jest konieczne do zbudowania idealnej capsule wardrobe, konieczne jest jednak z pewnością posiadanie ubrań, które idealnie do siebie pasują i to również może wymagać inwestycji. Przy ograniczonym budżecie jest to możliwe, tylko potrwa po prostu nieco dłużej.

Nie mam swojego stylu

To jest punkt, który uważam za najbardziej problematyczny. Myślę, że mój styl na przestrzeni lat i tak uległ znacznej poprawie, niemniej jednak, nadal ciężko go sklasyfikować. Najlepiej czuję się zdecydowanie w zestawach casualowych, mogłabym prawie cały czas chodzić w jeansach i generalnie w czymś, w czym jest mi wygodnie. Większą niż kiedyś uwagę zwracam na to, by ubrania do siebie pasowały, choć nadal w wypadku braku czasu lub pomysłu potrafię zestawić ze sobą rzeczy, które nie do końca do grają, z nadzieją, że jakoś to będzie. Ubiór nigdy nie był moją najmocniejszą stroną. Zrobiłam sobie analizę kolorystyczną, żeby wiedzieć, w jakich kolorach będę wyglądać najlepiej i choć posiadam już tę wiedzę, częściej i tak sięgam po bezpieczne kolory bazowe, również dlatego, że je w sklepach najłatwiej znaleźć (nie to co te “moje” błękity i ciepłe róże czystej wiosny). Nadal jednak nie potrafię ocenić swojej sylwetki i zdecydować, jakie fasony powinnam wykluczyć. Ten obszar chyba również wymaga interwencji specjalisty.

Praca mi utrudnia

Standardy w firmie wymagają, by mój strój był w jakimś stopniu “biznesowy” i tu już w ogóle zaczynają się schody, bo zdecydowane nie jest to coś, w czym się odnajduję - czuję się zbyt sztywno i w ogóle jak nie ja. Ok, podobają mi się ołówkowe spódnice, cygaretki itp., ale najbardziej na innych ludziach. Takie zestawy z resztą najlepiej wyglądają ze szpilkami, a choć oczywiście posiadam, to jednak nie noszę, bo są niepraktyczne, niewygodne i nie wyobrażam sobie przedreptania w nich całego dnia. Stąd obecnie moje zestawy do pracy stanowią raczej nieudane próby zaadaptowania mojej casualowej garderoby do wymogów biznesu. Bo nawet jeśli eleganckie ubrania posiadam, to ich po prostu nie noszę, więc w myśl zasad capsule wardrobe, powinny wylądować w śmieciach. A tego nigdy nie zrobię, bo niektóre rzeczy trzeba w szafie mieć, nawet jak się ich nie nosi, bo może kiedyś jednak się założy.

Chyba jednak nie jest ze mną aż tak źle. Podsumowując, jeśli wyrzucę jakieś 120 sztuk ubrań wszelakich, zatrudnię stylistkę, a także zwolnię się z pracy, mam szansę zbudować całkowicie funkcjonalną, dostosowaną do moich potrzeb capsule wardrobe.
A teraz na poważnie, ponieważ pracy na razie nie będę rzucać, a stylistka w budżecie na najbliższe parę lat swego miejsca nie znalazła, myślę, że mogłaby spróbować podejmować mniejsze wyzwania, np. 10 ciuchów na tydzień i zobaczyć, czy w ogóle da się tak żyć ;) A ponieważ moje ciało jest w trakcie bardzo dużych przemian, moje możliwości doboru garderoby stają się z dnia na dzień coraz bardziej ograniczone.

Jakie macie doświadczenia z capsule wardrobe? Udało Wam się zaprowadzić porządek w garderobie i posiadacie tylko ubrania, z których jesteście w 100% zadowolone? Co Wam pomogło w osiągnięciu takiego stanu?
Jak napisać wygodne CV?

Jak napisać wygodne CV?

O tym, jak stworzyć skuteczne CV, które sprawi, że nie będziemy się mogli opędzić od pracodawców, napisano już setkę poradników. Czy ludzie z nich korzystają - czasem naprawdę w to wątpię, gdy przedzieram się przez kolejne aplikacje, które często zwyczajnie mnie męczą. Dziś chciałabym napisać o tym, jak uczynić swoje CV wygodnym dla rekrutera. W końcu rekruter też człowiek i trochę wygody mu się należy ;)


cv, curriculum vitae, życiorys

Niniejsza lista nie gwarantuje, że pracodawcy zaczną bić się o Twoją kandydaturę, może natomiast sprawdzić, że Twoje CV będzie znacznie przyjemniejsze w odbiorze i może zachęci rekrutera, by spojrzał na nie łaskawszym okiem albo chociaż nie będzie przeklinał czytają je ;) Nadmienię, że lista jest całkowicie subiektywna i dotyczy rzeczy, które mi, jako przeprowadzającemu selekcję, przeszkadzają.

Pisz po polsku

No serio, żyjemy w Polsce i nawet, jeśli firma jest międzynarodowa, to pewnie i tak pracują w niej Polacy, którzy nie muszą znać się na wszelkich branżowych terminach i dziwnych skrótach, które często stanowią wyzwanie w języku polskim, a co dopiero po angielsku. Zwłaszcza, że selekcję pewnie powierzono jakiemuś juniorowi, który dopiero zaczyna swoją przygodę z rekrutacją. Jeśli nie jest wyraźnie napisane, by przesłać anglojęzyczne CV, a ogłoszenie jest po polsku, zachęcam, by się zastosować.

Zachowaj chronologię

Najważniejsza jest Twoja ostatnia praca, więc dobrze byłoby, gdybyś umieścił ją na górze swojej sekcji doświadczenie, a następnie przedstawiał każdą poprzednią, by zakończyć na tej najstarszej.

Umieszczaj konkretne daty

Wiem, że jeśli pracowałeś od grudnia 2016 do stycznia 2017, to zdecydowanie lepiej wygląda, gdy pominiesz miesiące, ale rekruter pewnie i tak poprosi o szczegóły, więc dowie się, że Twój staż nie jest zbyt imponujący. Wpiszesz miesiące, przynajmniej zaoszczędzisz mu czasu na domysły.

Dodaj krótki zakres obowiązków

Wypunktuj, czym zajmowałeś się w dotychczasowych pracach, bo często nazwa stanowiska niewiele mówi albo jest myląca. Nie rozpisuj się, krótkie punkty w zupełności wystarczą, więcej powiesz na rozmowie.

Usuwaj nieistotne

Gdy pisałam przy chronologii, zaznaczyłam, by zakończyć na najwcześniejszej pracy. Nie chodzi mi jednak o to, by naprawdę dodawać każdą najmniejszą pracę. Jeśli karierę zaczęliśmy 15 lat temu jako roznosiciel gazet, a obecna rekrutacja dotyczy stanowiska konstruktora, to możemy z czystym sumieniem pominąć nasze początki. Rekruter też się ucieszy, gdy zamiast 5 stron, będzie mógł przeczytać 3.

Podkreśl istotne

Nawet, jeśli usuniesz zbędne rzeczy, Twoje CV nadal będzie pełne treści. Zdecydowanie ułatwisz pracę rekruterowi, gdy podkreślisz te elementy, które zostały uznane za istotne w ofercie pracy. Jeśli wymagany jest zaawansowany angielski, wyróżnij w CV zdobyty certyfikat, podkreśl również, jeśli ukończyłeś preferowany w ogłoszeniu kierunek studiów.

Uczyń wszystko czytelnym

Większość powyższych punktów dotyczyła właśnie tego, by Twoje CV stało się maksymalnie czytelne. Wypunktowałeś, pousuwałeś, pogrubiłeś.  Jeśli nie jest czytelnie, powiększ czcionkę, dodaj odstępy, zastanów się, czy każda sekcja jest odpowiednio wyodrębniona. Wszystko zrobione? A dodałeś myślniki w numerze telefonu? Jeśli nie, to zrób jeszcze to (format XXX-XXX-XXX jest dużo lepszy niż XXXXXXXXX :D) i uszczęśliw rekrutera wysyłając mu swoje wygodne CV.

Jak jest u Was? Zwracacie uwagę na wygląd Waszego CV, czy uważacie, że treść sama się obroni?


Czy warto robić psychotesty?

Czy warto robić psychotesty?

Psychotesty najczęściej stanowią formę rozrywki, kiedy stykamy się z nimi na łamach kolorowych czasopism i rozwiązujemy razem z przyjaciółką. Czasem upatrujemy w nich również lekarstwa na zagubienie i brak życiowego planu, szukamy odpowiedzi na pytanie: jaki jestem? Co tak naprawdę nam dają psychotesty i czy warto je robić?

psychotesty, testy osobowości

Muszę przyznać, że od niepamiętnych czasów jestem fanką psychotestów. Oczywiście, zaczynałam od tych dostępnych na łamach popularnych czasopism dla nastolatków (Bravo Girl ^^), których wartość diagnostyczna była żadna, ale dawały mnóstwo frajdy, zwłaszcza, gdy wykonywało się je razem z przyjaciółką. I chociaż już dawno wyrosłam z tego typu gazetek, zainteresowanie psychotestami do tej pory mi zostało. Myślę, że wynika ono przede wszystkim z mojej tendencji do głębszego poznania siebie i zrozumienia świata, stąd moją ulubioną grupą są zdecydowanie testy osobowości. Dziś opowiem o trzech, które zwróciły moją szczególną uwagę.

W swoim życiu miałam możliwość rozwiązać test DISC i otrzymać szeroką analizę moich kompetencji opartą na 4 stylach zachowań. Analizę dostałam w ramach sesji coachingowych, które były elementem projektu organizowanego przez moją uczelnię z wykorzystaniem funduszy unijnych. Za jej główną wadę uważam niewielką praktyczność - podczas wykonywania testu kazano się skupić na zachowaniach na uczelni, a przecież nie zawsze jest tak, że wszędzie zachowujemy się tak samo. Świetnie, jeśli tak jest, ale różne otoczenie może wywierać na nas odmienny wpływ i powodować określone zachowania typowe tylko dla tego konkretnego środowiska. Stąd, choć ogólnie zgadzałam się z wynikami testu i czasem lubię do niego wracać, wciąż zastanawiam się, czy to samo wyszłoby mi, gdybym analizowała moje ogólne zachowania, nie ograniczając się do sytuacji uczelnianej.

Kolejnym testem, który swego czasu mocno mnie zainteresował był Enneagram (darmowy, dostępny na www.enneagram.pl). Zaskoczył mnie przede wszystkim dość szczegółowym opisem osobowości, oraz tego, że dany typ może zachowywać się odmiennie w zależności od różnych czynników (np. stanu emocjonalnego). Gdy jednak wykonałam test ponownie, po jakimś czasie, wyszedł mi wynik odmienny od poprzedniego. Z ciekawości, zrobiłam ten test także w trakcie pisania tego posta. Tym razem wynik pokrywał się z którymś z poprzednich (nie pamiętam którym, bo było to już dość dawno), to co przeczytałam nie było dla mnie w żaden sposób zaskoczeniem, nie byłam też pod wrażeniem tego, co przeczytałam. Nie mogę też powiedzieć, bym się z tym w 100% zgadzała, choć część może faktycznie jest zgodna prawdą.

Ostatnio natknęłam się na test 16 personalities (darmowy, dostępny na www.16personalities.com), w którym, po wykonaniu testu zostajemy przypisani do jednej z 16 osobowości. Sam test i podstawowy opis jest dostępny po polsku, po szczegółowe informacje musimy sięgnąć do oryginału w wersji angielskiej. Ten opis naprawdę zaskakuje szczegółowością, zwłaszcza, że jest darmowy, w moim przypadku okazał się też dość trafny. Jeśli oprócz opisu, chcemy uzyskać konkretne wskazówki, jak wykorzystać potencjał swojej osobowości, możemy zakupić ebooka za $32,99, a biorąc pod uwagę wysoką jakość opublikowanych materiałów, możemy mieć nadzieję, że otrzymamy naprawdę ciekawe narzędzie (ebook ma 173 strony).

Teraz chciałabym się chwilę zastanowić nad celowością robienia tego typu testów. Fajnie jest się zaskoczyć, powiedzieć “wooow, faktycznie tak jest”, “skąd oni to wiedzą?” albo poczuć, że wcale nie jesteśmy dziwni, że takich osób, jak my, jest więcej. Czasem możemy znaleźć przydatne wskazówki, np. odnośnie pracy, która mogłaby być dla nas atrakcyjna (jeśli do tej pory tego nie odkryliśmy), ale na tym chyba koniec, bo przecież są to rzeczy, które już jakoś o sobie wiedzieliśmy lub podejrzewaliśmy. Dostrzegam też pewne zagrożenie, które może nas powstrzymywać przed rozwojem - jeśli test powie mi, że jestem osobą chaotyczną i dobrze czuję się w bałaganie, mogę stwierdzić, że nie ma sensu nad tym pracować i robić porządku, bo przecież i tak tego nie zmienię, bo taka już jestem. Sprzątanie to oczywiście tylko przykład, ale myślę, że rozumiecie, o co mi chodzi.

Myślę, że ciekawie byłoby, gdybyśmy pokazali wyniki takiego testu osobom, które muszą z nami pracować, które nie mogą nas zrozumieć, z którymi chcemy nawiązywać relacje. Fajnie byłoby przecież uzyskać gotową instrukcję postępowania z drugim człowiekiem. Tylko, że nie jesteśmy pozycją w podręczniku i nie da się nas sklasyfikować, bez względu na to, jak szczegółowy będzie opis naszego typu osobowości. Musimy też zwrócić uwagę na naukowe podstawy tych testów, bo jeśli chcemy już koniecznie utożsamiać się z jakimś typem, to dobrze byłoby, żeby nie był on oparty na jedynie na wyobraźni redaktorki Bravo ;)

Copyright © 2014 Teraz jest najlepiej! , Blogger